Był numerem 1010….

Jan Liwacz kowal, artysta, człowiek, który wykuł słynny napis „ARBEIT MACHT FREI” nad bramą prowadzącą do obozu zagłady Auschwitz. Napis jest symbolem stworzonego przez Niemców systemu masowej eksterminacji, którego ofiarami stali się w głównej mierze Żydzi i Polacy. Jest również symbolem odwagi, oporu przeciw oprawcom, woli przezwyciężenia strachu, woli przeżycia.

Jan Liwacz urodził się w Nadolu koło Dukli w 1898 roku. We wrześniu 1939 roku razem kolegami podpalił kukłę Hitlera, za co został aresztowany przez gestapo. Do Auschwitz trafił 20 czerwca 1940 roku. Przyjechał tam jednym z pierwszych transportów, o czym świadczy nadany mu numer 1010. Dwa razy był w celi śmierci. Przeżył. Niemcy szybko odkryli, że Jan Liwacz to znakomity ślusarz, że to artysta kowal. Wykonał dla Niemców wiele prac kowalskich.

Na tyle cenili jego talent, że zaproponowali mu wolność i możliwość sprowadzenia rodziny w zamian za pracę dla nich. Nie skorzystał z tej propozycji. Obóz przeżył i późniejsze swoje życie związał z Bystrzycą Kłodzką.

Jan Liwacz wykonał słynny napis na polecenie szefa obozowej ślusarni Kurta Müllera, który wykonał konstrukcję bramy. Celowo wspólnie z więźniami w czasie montażu napisu odwrócili literkę B w słowie “arbeit”, by zaznaczyć swój protest wobec głoszonego hasła.

Jan Liwacz z żoną na zdjęciu w Bystrzycy Kłodzkiej z lat 60-tych.
Zdjęcie z DPS/Dukla.pl – kwietniowy numer z 2010 roku; artykuł Krystyny Boczar-Różewicz “Numer 1010 – „złota rączka”, czyli historia Jana Liwacza”. 

30 września 2019 roku w Nadolu została odsłonięta tablica upamiętniająca Jana Liwacza, której inicjatorem i fundatorem był pan Waldemar Olszewski, mieszkaniec Nadola.

Tablica upamiętniająca Jana Liwacza zamontowana na elewacji domu ludowego w Nadolu 30 września 2019 roku. Inicjatorem i fundatorem był pan Waldemar Olszewski, mieszkaniec Nadola.

W kwietniowym numerze z 2010 roku (Nr 228) można przeczytać artykuł Krystyny Boczar-Różewicz “Numer 1010 – „złota rączka”, czyli historia Jana Liwacza”. 👇👇👇

http://old.dukla.pl/dps.php

Społeczność żydowska przez wiele stuleci związana była z Duklą i ziemią dukielską. Razem z Polakami i Rusinami przeżywała chwile rozkwitu miasta i sąsiednich wsi, w których wspólnie zamieszkiwali. Dzieliła też troski i cierpienie jakie przynosiła im rzeczywistość. Żydzi dzięki dużemu potencjałowi gospodarczemu i kulturowemu, w znaczący sposób przyczyniali się do rozwoju i rozkwitu ziemi dukielskiej.

W drugiej połowie XVIII wieku społeczność żydowska w Dukli była uważana za jedną z większych gmin żydowskich w okolicy i stanowiła typowy sztetl galicyjski. W 1765 gmina liczyła 600 osób, w tym małe dzieci. Zarządzała także potrzebami 232 Żydów, którzy mieszkali w 29 wioskach w okolicy. 59 domów w Dukli należało do miejscowych Żydów. W mieście było 109 gospodarstw domowych, a 40 z nich wykonywało następujące zawody: 1 wydzierżawił browar (należący do skarbu królewskiego), 3 dzierżawione karczmy, 1 kupiec, 2 sklepikarze, 8 krawców, 3 kuśnierzy, 1 producent rękawiczek, 4 jubilerów , 4 rzeźników, 23 rabinów, 2 opiekunów synagogi, 1 kantor, 4 nauczycieli hebrajskiego, 1 finansista i 1 muzyk.

Społeczność żydowska rozwijała się dynamicznie w pierwszej połowie XIX wieku z powodu rosnącego handlu winami  i wołowiną, które sprowadzano z Węgier do Polski przez przełęcze karpackie.  

Odkrycie ropy naftowej i opracowanie technologii przerobu przez Łukasiewicza, stworzyła nowe możliwości zarobkowe. Żydzi dzierżawili pola roponośne od okolicznych chłopów i przerabiali ropę w destylarniach w Dukli i Cergowej.

W XVI wieku pochówki Żydów dukielskich odbywały się na cmentarzach żydowskich w Żmigrodzie i Rymanowie. Pierwszy cmentarz w Dukli znajdował się prawdopodobnie na terenie obecnego parku przy Pałacu. W 1767 r. Jerzy August Mniszech wyznaczył nowe miejsce na cmentarz żydowski przy drodze Węgierskiej, zatwierdzone przez biskupa Kajetana Sołtyka. W okresie międzywojennym dokupiono dodatkową działkę, na której obecnie znajduje się nowy cmentarz.

Istotnym czynnikiem rozwoju osadnictwa żydowskiego w prywatnych miastach, takich jak Dukla, Rymanów czy Dynów, była przychylność ich właścicieli, którzy dostrzegali i wykorzystywali żydowską aktywność w sferze handlu i rzemiosła. Przez wiele lat sekretarzami i doradcami rodziny Męcińskich, właścicieli Dukli, byli Moritz Rosenberg, czy też Mojżesz Chaim Ehrenreicher. Właściciele miasta, rodzina Męcińskich, była przychylna Żydom i zatrudniła wielu z nich na różnych stanowiskach, głównie jako dzierżawców, którzy świadczyli różne usługi na rzecz majątku. Hrabia Męciński pomagał ubogim Żydom oraz wsparł budowę łaźni publicznej i rytualnej.

Żydzi włączali się aktywnie w życie społeczne i gospodarcze miejscowości, z którymi związali swój los. Niejednokrotnie pełnili funkcje burmistrzów lub zastępców, radnych czy też asesorów. Wieloletnim zastępcą burmistrza dukielskiego był adwokat dr Dawid Smulowicz. W Dukli utrzymywał się kompromis w radzie miasta, polegający na podziale mandatów w taki sposób, że Żydzi mieli dwa mandaty więcej od chrześcijan, a burmistrzem był zawsze katolik. Przez lata wspólnej egzystencji w Dukli i jej okolicach nigdy nie zdarzyły się pogromy czy też zbiorowe wystąpienia przeciwko ludności żydowskiej.

Podczas nabożeństwa w synagodze w Dukli

Żydzi dukielscy w czasie II wojny światowej


Pierwsze działania wojenne na ziemi dukielskiej rozpoczęły się 7 września na granicy polsko-słowackiej w okolicy miejscowości Niżna Polanka–Grab, kiedy to niemiecka I Dywizja Górska weszła w styczność bojową z oddziałami Obrony Narodowej i Straży Granicznej.
W związku z zaistniałą sytuacją, dowództwo 2 pp KOP „Karpaty” przeniesiono z Dukli do Iwonicza. Miasto opuściły też urzędy i instytucje państwowe. Po nocnym ostrzale moździerzowym centrum Dukli, 9 września 1939 roku Niemcy zajęli miasto.

Więcej informacji o działaniach wojennych: “Przełęcz Dukielska we wrześniu 1939 r.” oraz “Dukielskie historie” Janusza Kubita


Herman Altholz, jeden z najstarszych żyjących Żydów dukielskich, tak wspomina wkroczenie wojsk niemieckich do Dukli:

“Pamiętam ten pierwszy września 1939 roku, nigdy go nie zapomnę. Było to około 5 rano, gdy usłyszeliśmy wybuchy. Większość ludzi wyszła na rynek. Mówili między sobą, że to tylko manewry. Jednak mój starszy brat stwierdził, że w tak napiętej sytuacji nie organizuje się ćwiczeń, takie wybuchy oznaczają wojnę. I rzeczywiście wybuchy dochodziły z Krosna, gdzie Niemcy bombardowali lotnisko. Od 7 września obserwowaliśmy jak wojska polskie wycofują się znad granicy a wśród nich widzieliśmy Obronę Narodową, która była stworzona z miejscowej ludności. Widzieliśmy jak polska armia wtedy marnie wyglądała, że ta Obrona Narodowa nosiła karabiny takie jak w wojnie napoleońskiej – takie stare karabiny. To po prostu strasznie było patrzeć jak Armia Polska wycofuje się i zostawia nas samych.

W piątek po południu, przed wieczorem, cisza. Wojska się wycofały i w ten wieczór zaczęło się ostrzeliwanie. Wszyscy gdzie mogliśmy, ukrywaliśmy się w piwnicach i całą noc słyszało się wybuchy i strzały karabinów. Nad ranem wszystko się uciszyło. Patrzyłem przez drzwi, przez szparkę i już widziałem patrol niemiecki. I wtedy w sobotę rano Niemcy wkroczyli do Dukli. I wtedy widzieliśmy tą potęgę niemiecką. Armia niemiecka przyszła od strony Żmigrodu. W Dukli koło sądu skierowała się na lewo, w kierunku Krosna. Tam widziało się armię niemiecką świetnie uzbrojoną. I te wozy pancerne, piechoty prawie nie było – wszystko zmotoryzowane. To, dlatego wiedzieliśmy, że przed tą armią, Polska Armia nie mogła się bronić. Nie z braku odwagi, ale po prostu stary karabin z czasów Napoleona nie mógł walczyć z pojazdem pancernym.

Przez całą sobotę armia niemiecka maszerowała przez Duklę. Pierwsze dni okupacji niemieckiej w Dukli przeszły stosunkowo spokojnie. Po kilku dniach zaczęto odbudowywać most na Jasiołce w Zboiskach, bo Polska Armia, kiedy się wycofywała, wysadziła most i wtedy zmobilizowano ludność cywilną, aby pomóc niemieckiej armii ten most odbudować. Naturalnie Niemcy już zaczęli pokazywać, do czego są zdolni. Już bili pracowników i zmuszali do ciężkiej pracy, do pracy, do której nie byli przyzwyczajeni nasi ludzie. Ale w Dukli były tylko oddziały Wermachtu nie było oddziałów SS. Dlatego w samej Dukli nie było rozstrzeliwań Żydów. Czuło się tą nienawiść, czuło się groźbę, ale jakoś się żyło.


Po zajęciu Dukli, Niemcy utworzyli nową władzę cywilną, na czele której stanął Ukrainiec – Leon Bukatowicz.

Więcej informacji o Leonie Bukatowiczu – komisarycznym burmistrzu Dukli w “Dukielskich historiach” Janusza Kubita



30 września 1939 roku, weszły do Dukli oddziały SS i to było przeddzień święta Sukkot. Dali rozkaz ludności żydowskiej, że jutro rano, to znaczy w pierwszy dzień święta Sukkot cała ludność ma się zebrać na rynku i opuścić Duklę. Właściwie większość ludności zebrała się na rynku i zaczęli spontanicznie maszerować na północ do Rogów i wszystko pieszo, a z Rogów na wschód w kierunku Rymanowa. Ale to nie było ogólne wygnanie Żydów, bo ci, którzy deklarowali posiadanie zasobów pieniędzy to ci mogli zostać w Dukli. Przyjechaliśmy do Rymanowa. W Rymanowie przypadkowo był komendant niemiecki, który był porządnym Niemcem. Gdy nasi żydowscy ludzie poszli do niego, by poradzić się, co robić, to powiedział „ta grupa SS, która was dzisiaj wygnała z Dukli, wygnała też Żydów z Rymanowa. Ale z chwilą, kiedy oni opuścili Rymanów, Żydzi rymanowscy wracają do Rymanowa i po prostu żyją. On nie sprzeciwiał się temu, aby Żydzi zostali w Rymanowie przez dwa, trzy dni, a później żeby mogli wrócić do Dukli. I niestety około 90% ludności żydowskiej wykorzystała tą jego dobroć i wrócili z Rymanowa do Dukli. I tylko pojedyncze rodziny postanowiły jednak przejść w kierunku na wschód i przejść na stronę sowiecką.

9 stycznia 1940 roku usunięto ze szkoły wszystkie dzieci żydowskie na podstawie zarządzenia Komisarza Krajowego Krosno-Strzyżów.

Na początku 1940 roku utworzono w Dukli dwunastoosobowy Judenrat, na którego czele stanął Simon Stoff. W skład tego organu wchodzili m.in. Izaak Maj, Pytia Hendller i Mordechai Tobias.

Zgodnie ze spisem sporządzonym po utworzeniu się Rady Żydowskiej, w Dukli przed II Wojną Światową było 1650 Żydów, natomiast na początku 1940 roku – 1476.

Ludność żydowska przed II Wojną ŚwiatowąLudność żydowska na początku 1940 roku
kupcy i handlarze20066
rzemieślnicy6057
robotnicy40194
wolne zawody74
urzędnicy (prywatni i samorządowi)15 (w tym 1 samorządowy – Salomon Unger) 8 (prywatnych urzędników – w tym 4 zredukowanych)
bez zajęcia96 (przeważnie ludzie w podeszłym wieku)

W obozach pracy było zatrudnionych 135 pracowników przymusowych, a 20 rzemieślników prowadziło warsztaty pracy (krawcy i szewcy). Były czynne dwa przedsiębiorstwa żydowskie: tartak i młyn motorowy (pod zarządem komisarycznym).

Po wejściu w życie rozporządzeń gubernatora Hansa Franka, młodych i silnych Żydów dukielskich zmuszono do niewolniczej pracy w niemieckich przedsiębiorstwach działających na terenie Dukli tj. Emil Ludwik (Munich), Artur Walde (Breslau), które wykorzystywały Żydów do pracy w kamieniołomie i przy budowie dróg na Barwinek i Żmigród.

Pozostałe przedsiębiorstwa i sklepy żydowskie zostały oddane w zarząd powierniczy, co pogorszyło i tak trudne warunki ekonomiczne Starozakonnych w Dukli.

Pracownicy zatrudnieni w niemieckich przedsiębiorstwach zostali skoncentrowani w getcie przy ulicy Cergowskiej. Granice getta otoczono wysokim płotem z litych desek, a każde opuszczenie getta wymagało odpowiedniej przepustki.
Do pracy w kamieniołomie dochodzili grupami przez siebie formowanymi pod nadzorem Chaskiela Goldmanna i Herscha Ehrenreicha.
135 robotników pracowało w kamieniołomie 10 godzin dziennie, w bardzo ciężkich warunkach terenowych, za minimalne wynagrodzenie 15 – 20 złotych tygodniowo. Ponadto dostawali oni co tydzień jeden chleb, trochę marmolady i cukru.

Robotnicy żydowscy byli traktowani w brutalny sposób zarówno przez Polaków ze straży miejskiej, jak i majstrów niemieckich w kamieniołomie. Policjant miejski o nazwisku Józef Ł. lubił urządzać Żydom poranną musztrę. Po pobudce kazał im biec do Jasiołki, gdzie mieli się „napoić”, a następnie kazał im się „paść” nad brzegami rzeki. Pracownicy brali narzędzia i uformowani w czwórki szli do kamieniołomu z piosenką na ustach:

Jak rządził Śmigły – Rydz to Żydki nie robiły nic, gdy
nastał Hitler złoty, nauczył Żydów roboty
.


Sytuację panującą w kamieniołomie, najlepiej obrazują zeznania ocalałych robotników złożone po wojnie przed Żydowską Komisją Historyczną w Krakowie. Mozes Kurzman:

“(…) Gdy przybyłem do Dukli w 1941 roku, musiałem się zameldować w miejscowym Judenracie i zaraz potem na żądanie Niemców przydzielono mnie do pracy w kamieniołomach. Do tej pracy wprzęgnięto prawie całą ludność miasta. Wiele tam było ofiar w skutek bicia, niektórzy w obawie przed biciem dostawali się pod automatycznie pędzące wózki i ginęli. Jednym z najgorszych majstrów był Hiller pochodzący z Monachium. Była to bestia, której nie można było niczym uśmierzyć. Bił, katował, rzucał za ludźmi łopatami, łomami żelaznymi, czym popadło. Ta szychta, którą on dozorował musiała wykonać 150% ponad przyjętą normę. Ludzie upadali przy tej pracy z nadmiaru wysiłku i wielu umierało na skutek wyczerpania. (…) Przy powrocie z pracy, rewidował czy ktoś nie ma przy sobie chleba, kartofli, chodził po izbach w łagrze i kontrolował czy ktoś nie gotuje. Nie pozwolił świecić wieczorem. Pomagał mu majster Marcinkowski, pochodzący z Chorzowa, ze Śląska (…).

A tak wspomina pracę w kamieniołomie Rubin Bergman:
“W roku 1940 względnie 1941, Karol Marcinkowski objął posadę majstra w kamieniołomie firmy Emil Ludwik w Dukli. Ja w międzyczasie posiadałem piekarnię w Dukli i z uwagi na to, że u mnie kupowali chleb rozmaici pracownicy z tej firmy, poznałem również Karola Marcinkowskiego. Wyżej wymieniony pracował jako majster i miał nadzór nad robotnikami żydowskimi. W czasie pracy robotników, którzy ładowali kamienie na auta odnosił się Marcinkowski do nich w sposób brutalny, nadużywając swojego stanowiska. Brutalność polegała na tym, że słabszych robotników bił i wyzywał po niemiecku. Podawał się za Niemca i z tego względu uważał się za uprawnionego do szykanowania robotników. Wiadomości o jego zachowaniu czerpałem od braci moich Osjasza i Maksa Bergmanów, którzy pracowali w kamieniołomie oraz innych tamże zatrudnionych pracowników…”.

Najwyższą formą okrucieństwa było pozostawianie żydowskich pracowników na wyrobisku w trakcie dokonywania odstrzałów skalnych. Żydom nie wolno było chować się do schronów. Musieli znaleźć sobie bezpieczne miejsce na placu, gdzie pozyskiwano kamień.

Polacy pracujący w niemieckich firmach złożyli w roku 1970 przed Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Rzeszowie swoje zeznania.

Franciszek K. zeznaje:
“Jestem mieszkańcem Teodorówki pow. krośnieńskiego. Mieszkanie moje mieści się w odległości ok. 1 km od Dukli. Jak mi się zdaje pod jesień 1940 roku przyjechała do Dukli firma niemiecka „Artur Walde”,która zorganizowała prace w kamieniołomie Lipowica, gdzie łupano kamienie potrzebne do budowy i naprawy dróg. Na wiosnę 1941 roku przyjechała tam firma niemiecka „Emil Ludwig München”, która prowadziła budowę dróg i mostów a nadto łupała kamień w Lipowicy potrzebny do prowadzonych przez nią robót. W powyższych firmach pracowali również Żydzi, jednak w jakiej ilości trudno mi określić. Jedni mówili, że w firmie Emil Ludwig pracowało więcej Żydów niż w firmie Artur Walde.
Żydzi byli doprowadzani do pracy przez pracowników firm niemieckich, najpierw z domów w ten sposób, że Żydzi zbierali się w punkcie zbiorowym na rynku, skąd byli prowadzeni do pracy, a po zorganizowaniu dla Żydów obozu doprowadzano ich do pracy z obozów(…). Żydzi w czasie pracy dostawali raz dziennie jakąś zupę i kawałek chleba. Nie mam wiadomości by Żydom zatrudnionym w firmach płacono jakieś wynagrodzenie (…)”.

Kazimierz P. zeznaje natomiast:
“W czasie okupacji hitlerowskiej mieszkałem w Cergowej koło Dukli, gdzie też obecnie mieszkam. Przypominam sobie, że w roku 1940 przyjechały tam dwie firmy niemieckie, a to Emil Ludwig, która prowadziła roboty drogowe z Dukli do Jasła oraz z Dukli do Barwinka. Druga firma Artur Walde łupała kamień z kamieniołomów w Lipowicy koło Dukli. Obie firmy zatrudniały Polaków i Żydów. Tak Polacy i Żydzi byli kierowani na żądanie firm niemieckich do pracy przy drogach i w kamieniołomach, na podstawie ewidencji, którą niewątpliwie dostarczali firmom miejscowi sołtysi. Wyznaczeni do pracy w firmach niemieckich musieli zgłaszać się codziennie do pracy, gdyż groziły im represje ze strony Niemców. (…) Robotnicy narodowości polskiej otrzymywali za pracę jakieś wynagrodzenie pieniężne, o ile chodzi o Żydów zatrudnionych przy budowie dróg i w kamieniołomach jak mi się zdaje z początku otrzymywali oni jakieś wynagrodzenie, ale później gdy Żydów umieścili w obozie w Dukli, wówczas jak mi się zdaje nie otrzymywali żadnego wynagrodzenia (…)”.

Jednym ze środków biologicznego niszczenia Żydów, stosowanym przez Niemców od początku okupacji, było systematyczne ograniczanie wyznaczonych na jej rzecz przydziałów żywności aż do całkowitego ich zaniechania. Zaopatrzenie ludności żydowskiej w żywność jak i inne artykuły niezbędne do życia, spadło w całości na barki instytucji samopomocowych, a zwłaszcza na Żydowską Samopomoc Społeczną, wspomaganą przez American Joint Distribution Commitee. Na jej czele stało prezydium złożone z siedmiu osób z siedzibą w Krakowie. Organami tej instytucji były delegatury.

Dnia 7 czerwca 1941 roku ŻSS w Krakowie ustanowiła delegaturę w Dukli w składzie:
Przewodniczący Delegatury: Simon Stoff,
Zastępca Przewodniczącego: Leopold Werner
członek: Markus Tobjas

W jednym z pierwszych sprawozdań, Simon Stoff w taki sposób przedstawia sytuację ludności żydowskiej w Dukli:
“W Dukli przebywa obecnie 1485 Żydów. Ubiegających się o pomoc 820 –850. Korzystających z pomocy 650 osób. Opieką społeczną zajmują się: Rada Żydowska, Delegatura Ż.S.S, Kuchnia Ludowa, Komisja Sanitarna przy ŻSS, Świetlica (opieka nad dziećmi). Subwencji na działalność udzieliła Ż.S.S w Krakowie – 400 zł. Podopiecznym udzielono pomocy w formie naprawy butów do pracy, lekarstwa, zapomogi doraźne, Kuchnia Ludowa, dożywianie dzieci. Kwoty wydatkowane na ten cel: Rada Żydowska 734 zł, Świetlica 308 zł 10 gr, Kuchnia 708 zł 11 gr.
18 rzemieślników prowadzi swoje warsztaty to przeważnie szewcy i krawcy. Ponadto pracują dwa przedsiębiorstwa pod zarządem komisarycznym tj. tartak i młyn parowy. Wydatki pokrywano z opodatkowania członków gminy i Rady Żydowskiej. Pozyskiwano także pieniądze z opłat za karty chlebowe i cukrowe, dobrowolne składki na dożywianie dzieci. Żydzi otrzymują raz na miesiąc 10 dkg cukru i chleb 50 dkg tygodniowo na osobę. W tym miesiącu otrzymała Rada Żydowska od p. Burmistrza 100 kawałków mydła, które zostało rozdzielone pomiędzy uchodźców i biednych miejscowych.
Uwagi:

Kuchnia Ludowa walczy z wielkim niedostatkiem prowiantów i środków opatrunkowych. Brak większych przydziałów powoduje że kuchnia ma wielki deficyt, a ubiegających się jest coraz więcej. Składki dobrowolne ludności stale się zmniejszają. Ludność cała w Dukli należała do najbiedniejszych, a dzisiaj jest już zupełnie bez środków. Dukla należy do najbiedniejszych miasteczek w całym okręgu i ma najwięcej procentowo ludności żydowskiej, wygląd domów mieszkalnych, ludności i dzieci przedstawia obraz zupełnej nędzy. Największym problemem jest zima, brak środków opałowych, żywności a przede wszystkim odzieży jest wprost niezwykły. Nie do opisania niedostatek cierpią uchodźcy, których liczba wynosi 300 osób, są to zupełni biedacy, którzy nie maja tutaj, ani nie mogą znaleźć żadnego zajęcia. W miasteczku nie ma żadnego ruchu –pracuje jedynie kamieniołom, w którym pracuje 150 osób bardzo ciężko, nie mając dostatniego wyżywienia. Przy tej pracy niszczą się stale buty i ubrania, a nie ma możności zaopiekowania się tymi ludźmi. Na polu pracy społecznej jest tu obecnie wiele do zrobienia, ale wszystko rozbija się z powodu braku funduszów. Najpoważniejszą i najkonieczniejszą rzeczą byłoby dzisiaj otrzymanie większego przydziału dla Kuchni Ludowej i Świetlicy dla dzieci, aby Świetlica mogła objąć więcej dzieci i prowadzić intensywniejsze dożywianie, które jest sprawą b. konieczną”.

Fryderyk Krówka z Cergowej wspomina:
“Jak się rozeszło to między domy żydostwo, to przy domach były oborniki, nie tak jak teraz, że nic nie widać i że nic tam nie ma, to jak były obierki z ziemniaków, to to wszystko zbierały Żydówki i to gotowały czy piekły i tym żyli. To był okres dla nich bardzo, bardzo ciężki, tak że to przeżycie było bardzo ogromne”.

H. Göring w lipcu 1941 roku, powołując się na swoje rozporządzenie z dnia 24 stycznia 1939 roku, zlecił R. Heydrichowi podjęcie przygotowań do ostatecznego załatwienia sprawy żydowskiej. Wiadomość o tym H. Frank przekazał swoim współpracownikom w grudniu 1941 roku. Dnia 20 stycznia 1942 roku odbyła się konferencja w podberlińskiej miejscowości Wannsee, w siedzibie ministra gospodarki Rzeszy, w której wzięło udział 15 przedstawicieli władz szczególnie tym zagadnieniem zainteresowanych. Konferencji przewodniczył Reinhard Heydrich, który w wygłoszonym referacie ujawnił bez ogródek, że w toku zbliżającego się ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, planuje się zagładę około 11 milionów Żydów europejskich.

Pierwszy zbiorowy mord na ludności żydowskiej w Dukli został popełniony 12 lutego 1942 roku. Tak przebieg tej zbrodni opisuje w swoim pamiętniku Józef Guzik, dukielski Żyd ukrywany w Cergowej u rodziny Welcer:


“Szósty dzień tygodnia, wieczór Świętego Szabatu, siódmego miesiąca Adar czyli 12 lutego 1943-go roku. W zeszłym roku, o tej samej porze, zimą roku 5702-go zaczęła się plaga w Narodzie. Dano zezwolenie niszczycielskiemu Gestapo, żeby zabijać. Ogłoszono też nakaz, by każdy Żyd przekazał Niemcom swoje skórzane płaszcze. Tłumaczyli to potrzebami ich żołnierzy, którzy walczą przeciwko Rosji w bardzo trudnych warunkach, pośród ciężkiej zimy. Tak jakbyśmy byli winni temu, że oni poszli zwyciężyć ten bogaty i syty kraj. Ogłoszono, że kto odmówi oddania płaszcza, zostanie zabity bez sądu. I zaczęło się straszne polowanie. Ci złoczyńcy przeszukiwali domy Izraela i jeżeli znaleźli gdzieś zakazane płaszcze, natychmiast w brutalny sposób zabijali ich właścicieli. Po drodze zabijano także tych, u których niczego nie znaleziono. Widać było, że Niemcy nie zabijali z tego czy innego powodu. Było jasne, że wydali na nas wyrok. (…)
Każdy wyraźnie poczuł, że jego życie wisi na włosku. Słyszało się o listach ludzi, które sporządzało Gestapo. Każdy drżał ze strachu nie wiedząc, czy i on nie znajduje się między skazańcami. I nagle przyszła śmierć do naszego miasta. Zajrzała w nasze okna i rozdzieliła imiona między mieszkańców. W pewien zimowy dzień z Jasła, gdzie stacjonowali, nadeszli zbrodniarze. Było to w środę 24 miesiąca Szwat, zgodnie z kalendarzem cywilnym 11 lutego 42-go roku. Tego dnia pojechali do lasu wraz z leśniczymi i myśliwymi, ale niczego nie upolowali. Zwierzęta leśne potrafiły się przed nimi ukryć i uratować życie. A oni wrócili (…).
Wieczorem wrócili z polowania i zostawili na posterunku polskiej policji listę siedmiu osób, które należy uwięzić. W nocy, spośród tych nieszczęśników aresztowani zostali: pan Naftali Chaim Stein, Mosze Zehngut , Icchak Gutwirt, pani Tila Freis oraz Pinchas Weinstein, Haim Chohsztim i Aron Gutwirt. W mieście było wielkie zamieszanie. Mimo, że ludzie spodziewali się nieszczęścia, nie mogli uwierzyć widząc krew. Następnego dnia, w czwartek, była piękna zimowa pogoda. Słońce świeciło na niebie i spoglądało z wysoka na ludobójstwo. Przyszli aniołowie zniszczenia. Pierwszego wyciągnęli Moszego Zehnguta. Domagali się, żeby dał im towar, który ukrywa. On próbował się bronić, mówiąc, że jest piekarzem i nie ma żadnego towaru. Wyciągnięto go z komisariatu na zewnątrz i na oczach wszystkich przechodniów, na głównej drodze, naprzeciwko więzienia, zastrzelono go – człowieka mocnego i potężnego jak cedr. Upadł martwy. Zawołano przewodniczącego gminy, pana Szymona Sztoffa, żeby stanął jako świadek i na własne oczy zobaczył te okrutne czyny. Następnie wyciągnięto młodego Icchaka Gutwirta i także od niego domagali się majątku. Powiedział, żeby poszli z nim do jego domu, a jego matka odda im wszystko, co posiadają. Nie słuchali jego próśb i od razu go osądzili. Później zabito pana Naftaliego Chaima Steina. Następnie wzięli Tilę Freisi domagali się, żeby oddała im srebro i złoto, które posiada. Odmówiła mówiąc, że nie ma. Wzięli ją ze sobą i poszli do jej domu. Tam znajdował się jej mąż, pan Israel, ich osiemnastoletnia córka i mały syn. Wyciągnięto wszystkich przed dom i zabito tam, gdzie stali. Zamiast Pinchasa Weinstejna wzięto jego żonę. Twierdziła, że jej mąż wyjechał i jest gotowa oddać im wszystko, co posiada. Poszli za nią a ona oddała im cały towar, który miała i odesłano ją do domu. Później zaczęli krążyć po ulicach i znaleźli Chaima Steina, brata Naftalego , którego zabili wcześniej. Biegał po mieście i szukał sobie kryjówki. Złoczyńcy dopadli go w jednej z ulic i zakończyli jego młode życie. Tegoż dnia zabito jeszcze młodego Chaima Szpirę, syna pana Jakuba Szpiry oraz pana Meira Richilszpen z niemieckich uchodźców oraz dziewczynkę: Cimę Resztpic z uchodźców krakowskich. W sumie zamordowano jedenaście osób. To był początek tragedii w naszym mieście Dukla.
Każdego dnia docierały do nas wieści z okolicznych miast: z Krosna, Korczyny, Frysztaka, Biecza, Jasła, Gorlic, Bobowej, także z bardziej odległych. Mówiono, że każde morderstwo było gorsze od poprzedniego, a wraz z ludobójstwem i mordem zabierano cały majątek. Ludzie oddawali im wszystko, co posiadali, żeby uratować swoje życie, ale Ci zbrodniarze brali zarówno życie, jak i majątek. I płynęła krew naszych synów Izraela jak woda. I staliśmy się pośmiewiskiem w oczach gojów, szydzono z nas mówiąc, że jesteśmy jak barany prowadzone na rzeź. Bo nikt nie otwierał ust, nikt się nie sprzeciwiał, nikt nie stawiał oporu, na wszystkich padł strach. A tymczasem świat trwa, jak zawsze – ludzie odchodzą i wracają, dają i biorą, słońce wstaje, ziemia wydaje swoje owoce – zupełnie, jakby nic się nie wydarzyło. Ludzie szukają wytłumaczenia, myślą – tak ma być. Wszyscy patrzą i słuchają i w końcu zaczynają wierzyć, że rzeczywiście zawinili i to jest odpowiednia kara. I tym sposobem wszystko to staje się oczywiste.
Jest to jedyna relacja opisująca wydarzenia wojenne do jakiej dotarł Jacek Koszczan.

Ciężkie położenie ludności polskiej jak i żydowskiej, wykorzystywały wszelkiego rodzaju szumowiny społeczne. Jednym z takich oprawców był już wyżej wspomniany Józef Ł., policjant miejski. Dostępne są dwie relacje: żydowska i polska, opisujące jego działalność.

Sala Pinskier vel Guzik:
“Józefa Ł. znam jeszcze z przed wojny gdyż mieszkaliśmy w jednym domu. W czasie okupacji Ł. zgłosił się do Niemców i został policjantem w Dukli. Widziałam sama, ponieważ mieszkałam tuż przy drodze i naprzeciw domu Ł. jak on chwytał ludzi niosących różne artykuły żywnościowe, wylewał im mleko, odbierał wszystko i oskarżał do Niemców. Ludzie bardzo go się bali i jeżeli chcieli mieć od niego spokój, musieli mu się opłacać. Rabina z Dukli szantażował, że jak mu nie da pieniędzy, to go oskarży do Niemców, tak, że całe miasto musiało się składać, aby płacić Ł., żeby Rabina nie wydał (…)”.

Turek Franciszek z Jasionki:
“Zeznaję, że z początkiem roku 1941 Józef Ł. zamieszkały w Dukli przy ul. Węgierskiej pow. Krosno, wstąpił do policji niemieckiej i chodził w mundurze granatowym, czy posiadał broń tego nie wiem, gdyż nigdy ja u niego nie widziałem, nosił natomiast pałkę gumową, którą bił ludzi do krwi. W roku 1942 (miesiąca nie pamiętam) byłem na jarmarku w Dukli i widziałem jak Józef Ł. bił ludzi gumową pałką t.j. mieszczan i kobiety które nie chciały sobie dać odebrać własnego towaru. Józef Ł. jako policjant niemiecki zabierał ludności polskiej wszelkie towary, bił i doprowadzał do komendy Gestapo w Dukli. Podaję fakt: iż jedna kobieta pobita przez Ł. była to ob. Katarzyna C. zamieszkała w Jasionce pow. Krosno, było to w roku 1943 na targowisku w Dukli. Wymieniona C. została pobita przez Józefa Ł., gdyż nie chciała dać sobie odebrać towaru (masło, mleko i jajka). Pewnego razu w roku 1942 lub 1943 na rynku w Dukli podczas jarmarku, Józef Ł. zabrał jednego Polaka z wioski Łęki pow. Krosno i przebrał go w szaty rabina, a następnie dał mu księgę w ręce i kazał mu się modlić i kiwać przy tym, a gdy w/w Polak odmówił posłuszeństwa, zaczął go bić pałką gumową, ludzi którzy byli obecni w tym czasie na rynku zagnał wszystkich i kazał się przyglądać, przy tym wyrażał się do ludzi że was wszystkich szlak trafi. Świadkami tego zajścia byli ludzie z naszej wioski, między innymi obecna była Janina B. zamieszkała obecnie w Ludwikowie. Nadmieniam że byłem świadkiem jak w 1942 r. Józef Ł. wpadł z gumową pałką na ludzi i bił ich po głowach, przed mleczarnią w Dukli, chcąc w ten sposób zaprowadzić porządek przy wydawaniu mleka (…)”.

Dnia 13 sierpnia 1942 roku, nastąpiła ostateczna likwidacja prawie całej ludności żydowskiej z Dukli i okolic. Istnieje kilka opisów tych tragicznych wydarzeń. Jako pierwsza przestawiona zostanie relacji Ukraińca, Burmistrza komisarycznego Dukli, Leona Bukatowicza:
“Tak, ja byłem wtedy obecnym w Dukli. Było to 12 lub 13 sierpnia roku 1942 w nocy. Zostałem zbudzony przez jakiegoś gestapowca z Jasła, który wydał mi polecenie przygotować śniadanie, obiad i kolację w dowolnej ilości na około dwieście ludzi. Pytałem się go co mam przygotować, powiedział mi, że na śniadanie ma być chleb masło, jaja, mleko, kawa i wódka obowiązkowo, obiad też i kolacja miały być obfite. Śniadanie polecono mi przygotować na godzinę 6-tą rano. Wiedząc o akcji już na trzy dni wcześniej bo otrzymałem specjalne druki które rozlepiłem wszędzie tzn. że ludności katolickiej nie wolno przystępować do żydów, nie wolno grabić mienia żydowskiego a żydom nie wolno się wydalać poza miejsce zamieszkania. Nie było więc tajemnicą, że akcja będzie przeprowadzona i żydzi sami już to przeczuwali.
Wtedy Straż Graniczna zrobiła sobie listę by zatrzymać dla siebie koniecznie potrzebnych robotników, dwie firmy niemieckie Emil Ludwig i Artur Walde to samo uczyniły a ja chcąc uchronić choć pewną część ludzi i spisałem też wszystkich rzemieślników.
W nocy miasto zostało okrążone przez Gestapo z Jasła z Rauschwizem na czele a przy tem do pomocy była straż graniczna, żandarmeria niemiecka i oddział Ukraińców w czarnych mundurach. Polecono by wszyscy żydzi zebrali się o godzinie 7-mej rano na obszarze majątku dworskiego, które to przeprowadziła rada żydowska. Gdy już wszystko było zebrane ja podałem tak jak i inni a to straż graniczna i dwie firmy niemieckie swoją listę Rauschwizowi szefowi gestapo z Jasła by uzyskać pozostawienie swoich ludzi. Zaczęto wtedy sortować ludzi na lewo i prawo, firma Ludwig i Walde dla siebie, straż graniczna tak samo a dla mnie pozostawiono tylko część rzemieślników jednakże przydzielono ich do lagrów firmowych bo nie pozwolono by mieszkali osobno. Z tych pozostał między innymi krawiec Guzik obecnie mieszkający w Krośnie, któremu zezwolono pozostać w jego mieszkaniu. Innych prze-znaczono do lagrów. Przy tym widziałem, że oddzielono dwu żydów t. zw. policji żydowskiej Goldmana i jeszcze jednego, którzy byli prawdopodobnie konfidentami gestapo i znęcali się w okropny sposób nad żydami. Posortowanych ładowano do aut i wożono gdzieś w kierunku Barwinka. Jak potem słyszałem, tam ich gdzieś strzelano ja jednak tego nie widziałem a na ostatku zastrzelono dwu żydów owych konfidentów.
Innych znowu odwożono do stacji Iwonicz. Akcja trwała cały dzień, potem kilka dni gestapo chodziło po mieszkaniach i wyciągało najwartościowsze rzeczy i zabierali ze sobą.
– Pytanie: Kto z ludności rozkradał pozostałe rzeczy żydowskie i gdzie je przechowywano?
– Odpowiedź: ja tego nie wiem. Kradli wszyscy powiedziawszy otwarcie komu i co się dało a policja wchodziła w te sprawy energicznie i złapano kilka osób, których nazwisk już sobie nie przypominam. Trzymano ich cały dzień na rynku związanych łańcuchami lecz potem puszczono”.

Kolejna relacja, to relacja Wojciecha Szubrychta, powołanego na Burmistrza Dukli w 1942 roku, po odejściu Bukatowicza.
“Jak sobie przypominam w lipcu 1942 roku Niemcy wydali zarządzenie by Żydzi zamieszkali po wsiach sąsiednich zlikwidowali tam swoje gospodarstwa i przenieśli się do Dukli i jak mi się zdaje wykonanie tego zarządzenia miała dopilnować policja żydowska tzw. Hilfspolizei. Po skoncentrowaniu Żydów z terenu w mieście Dukli niepamiętnego mi dzisiaj dnia w sierpniu 1942 r. Dukla została otoczona przez oddziały Własowców. Niemcy przystąpili do likwidowania Żydów po przeprowadzeniu odpowiedniej selekcji. Przy pomocy żydowskiej policji, która spędzała Żydów na dziedziniec folwarku Tarnowskich w Dukli, który był odpowiednio ogrodzony. W czasie prowadzonej selekcji podzielono Żydów na trzy grupy z których w najliczniejszej grupie znaleźli się starsi Żydzi nie nadający się do pracy oraz kobiety z dziećmi. Wspomniana grupa licząca około 2.700 osób została samochodami ciężarowymi wywieziona do stacji kolejowej Iwonicz, gdzie została załadowana do wagonów kolejowych a następnie wywieziona do Bełżca.
Jak mi wiadomo z Bełżca żaden z wywiezionych nie powrócił. W drugiej grupie znaleźli się Żydzi niezdolni do transportu, chorzy oraz inteligencja żydowska. Żydów z drugiej grupy wywieźli Niemcy kilkoma samochodami ciężarowymi do lasu Budna znajdującego się w obrębie wsi Barwinek i tam zostali wymordowani i w masowym grobie pochowani. Wraz z drugą grupą zostali zlikwidowani również Żydzi, którzy pełnili funkcję policjantów żydowskich i którzy jak opowiadano, pomagali Niemcom przy rozbieraniu Żydów przed egzekucją przeprowadzoną w lesie Budna.
W trzeciej grupie znaleźli się Żydzi młodzi, zdolni do pracy, którzy zostali umieszczeni w getcie zorganizowanym w Dukli przy ulicy Cergowskiej w kilku sąsiednich budynkach, które zostały otoczone drutem kolczastym, gdzie pełnili straż Niemcy nieumundurowani uzbrojeni w broń krótką (…)”.

I ostatni opis dotyczący zagłady Żydów z Dukli i okolicy, podany przez Nattela Adolfa:

“13 sierpnia 1942 akcja w Dukli. 2200 Żydów było wtedy w Dukli –zmasowani z okolicy. Tego dnia wywieziono autami na stację Iwonicz i stamtąd do Bełżca około 1.600 ludzi. 400 ludzi starszych, ale także dzieci wywieziono autami w kierunku Barwinka w okolicach Tylawy koło granicy słowackiej. Ludziom kazano się rozebrać. Groby (1 lub 2) były poprzedniego dnia przygotowane przez „junaków” (grupa młodych Polaków). Położono deskę u wylotu grobu, nagim ludziom kazano pojedynczo lub w dwóch wchodzić na deskę – reszta ludzi obserwowała z odległości kilkudziesięciu kroków. Do stojących na desce strzelali gestapowcy i żołnierze Grenzschutzu –(Luber –Schmatzler kierownik Gestapo). Strzelano często do dwóch lub trzech naraz by oszczędzić naboi. Ludzi postrzelonych ale żywych wrzucano do grobu. W jednym wypadku ustawiono na desce matkę z dwojgiem dzieci 8 i 10 lat. Matkę postrzeloną i dzieci żywe wrzucono do grobu. Ukraińcy i chłopi z okolicznych wsi obserwowali egzekucję z drzew w okolicy. Z przerażenia niektórzy spadali z drzew. Byłem wtedy w Dukli, należałem do grupy mężczyzn wybranych do obozu, sam nie byłem świadkiem egzekucji nad grobem. Opowiadali mi o tym polscy mieszkańcy Dukli, m. i. gajowy.

Sytuacja Żydów dukielskich w czasie II Wojny Światowej była ciężka. Cierpieli z powodu biedy, niedożywienia, wycieńczenia organizmu. Powyżej ukazany został splot wydarzeń wojennych, opisany w relacjach Polaków, Żydów i Ukraińca, wydarzeń które doprowadzają do zagłady ludności żydowskiej z Dukli i okolic. Niestety materiał źródłowy jest ubogi, niejednorodny, posiadający wiele wersji. Punkt widzenia na poszczególne zaistniałe sytuacje przedstawiony został z poziomu narracji Polaków i Żydów, mieszkających i żyjących razem i razem próbujących przetrwać ten trudny czas.

Wojna przyniosła kres historii wielowiekowego, zwykle w miarę spokojnego i harmonijnego, współistnienia. Dukla opustoszała. To puste miejsce wypełnili mieszkańcy wiosek migrujący do miasta. Pozostały synagogi, kamienice, cmentarz i pamięć starszych mieszkańców. Dzięki inicjatywom Stowarzyszenia Sztetl Dukla wiedza o żydowskich mieszkańcach jest nieustannie gromadzona i konsekwentnie upowszechniana. Odchodzą świadkowie, ale pamięć trwa.

Po tragicznych wydarzeniach II Wojny Światowej w Dukli nie mieszka żaden potomek żydowski. Wojnę przeżyło ok. 150 osób, z których 100 wróciło z Rosji. W 2010 roku rozsianych po całym świecie było już tylko dziesięciu znanych Dukielskich Żydów.

Dziś w mieście można odnaleźć  ślady po lokalnej społeczności żydowskiej. Przy ul. Cergowskiej znajdują się ruiny barokowej synagogi, wzniesionej w 1758 r. i spalonej przez hitlerowców w czasie wojny, przy Trakcie Węgierskim w kierunku Barwinka znajdują się cmentarze żydowskie z ok. 200 macewami.  Nieopodal jest też budynek dawnej szkoły żydowskiej fundacji barona Maurycego Hirsha, a także dom rabina, gdzie obecnie znajduje się Restauracja Browar Dukla.

Z Dukli pochodzili Naftali i Gitel Rubinsteinowie, rodzice Heleny Rubinstein (1872-1965) – światowej sławy producentki kosmetyków, “kobiety, która wymyśliła piękno”.

Wpis powstał na podstawie artykułu Jacka Koszczana, Prezesa Stowarzyszenia na Rzecz Ochrony Dziedzictwa Żydów Ziemi Dukielskiej – „Sztetl Dukla”, który ukazał się w publikacji pt.: “Wielokulturowe dziedzictwo euroregionu karpackiego na przestrzeni wieków” pod red. Joanny Potaczek, Rzeszów 2020: https://docplayer.pl/199891077-Pod-redakcja-joanny-potaczek-rzeszow-2020.html oraz innych informacji i materiałów zebranych przez autora.

Jacek Koszczan założyciel i prezes Stowarzyszenia Na Rzecz Ochrony Dziedzictwa Żydów Ziemi Dukielskiej – Sztetl Dukla. Jego praca to zarówno pozyskiwanie i archiwizowanie wiedzy o Żydach z Dukli i okolic, jak i działalność edukacyjna. Jest inicjatorem i budowniczym pomnika upamiętniającego 70. rocznicę zagłady dukielskich Żydów, społecznym opiekunem cmentarzy żydowskich, zbiorowej mogiły oraz ruin Synagogi w Dukli. Dzięki jego staraniom i wiedzy udało się doprowadzić do uhonorowania medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata dwóch rodzin z Gminy Dukla. W 2016 roku otrzymał Nagrodę Polin. Końcem roku 2021, jako XVI tom Biblioteki Dukielskiej, ukazała się dwutomowa publikacja “Kalendarium zdarzeń różnych z Dukli i okolic znalezionych w polskojęzycznej prasie codziennej i innych dokumentach” autorstwa Jacka i Joanny Koszczanów.